Motoryzacyjne uzależnienie

Czasami mam wrażenie, że moja historia motoryzacyjna jest typową sinusoidą.

U szczytu mam ten samochód, który chciałem, robię w nim co chcę i kiedy chcę, a on jeździ dokładnie tak jak założyłem i jest zajebiście.

W dołku znowu sprawa wygląda tak, że tracę sens życia i sprzedaję ten „fajniejszy” samochód na rzecz jakiegoś zamulonego diesla (bo tak podpowiada rozsądek), który sprawia, że codziennie rano masz ochotę rozpędzić się i przyjebać w drzewo ale nie możesz tego zrobić bo ta droga depresja na kołach właśnie się zepsuła.

E45 325i

Aktualnie jestem gdzieś pomiędzy ale na fazie wzrostowej i to tylko dlatego, bo odbiłem się w połowie spadania w dół i nie sprzedałem 325i. Sam pomysł sprzedaży z pespektywy czasu był totalnie bez sensu, bo znając życie nie wytrzymałbym nawet miesiąca bez trupa pod garażem.

Albo Pretnki zaraz podstawiłby mi jednego ze swoich skalniaków, żebym się nie nudził.

Wtedy może Matowa wyjechała by w połowie 2023r. na drogi.

No, ale do czego dążę… Zauważyłem, że jest to proces podobny do zrywania z nałogiem (paliłem jak smok więc co nieco o tym wiem xD).

Pamiętam ten wspaniały moment zakupu, pierwsza przejażdżka i samodzielnie wykonana naprawa, poznawanie nowego samochodu od podstaw.

I następna przejażdżka…

I kolejna naprawa…

A jak już wszystko naprawię to zaczynam wymyślać.

„W sumie to mógłby się trochę lepiej prowadzić…”

„Coś chyba słabo przyśpiesza…”

Później przychodzi załamanie, samochód staje się niepraktyczny i więcej czasu stoi w garażu niż jeździ.

I wtedy pojawia się ta myśl:

„A może by tak sprzedać to wszystko w pizdu i kupić coś wygodnego”.

I tak stało się w przypadku Hądy i Megane – w ich miejsce wylądowały Audi i Ford.

Tutaj mała anegdotka, bo przy Fordzie na scenę wchodzi Prentki, cały na biało.
Głupio przyznać, ale ten niepełnosprytny, zarozumiały, wszechwiedzący i nakoksowany bloger z Bielska, który grabi ziemię plecami, wyrwał mnie z ostatniej fazy śmierci motoryzacyjnej, za co jestem mu dozgonnie wdzięczy (albo do czasu, kiedy na moim ogródku pojawi się wóz opancerzony, bo niechcący wplątałem się w zabawę na głupie prezenty urodzinowe). Wystarczyło zaproszenie na grilla i jeden wypadł na tor, żebym postanowił odmienić swoje pełne spokoju życie na takie, w którym zbliżające się urodziny napawają mnie strachem, czy tym razem dostanę wypchane zwłoki łosia w stylu disco czy może jednak coś praktycznego jak samochód zmieniony w grilla na środku ogrodu (to akurat z Grubym nam wyszło xD).

Opel Agila R

Wracając do tematu…

W przypadku BMW miałem szczęście, ponieważ nie znalazł się żaden frajer, gotowy na dwukrotnie zawyżoną cenę, która i tak nawet w połowie nie zwróciłaby kosztów, które ten samochód pochłonął. Poza tym SEAT postanowił nie produkować Leona na ten rok, więc mogłem wycofać pochopnie wpłaconą zaliczkę, którą mogę teraz przeznaczyć na kolejne części do 325i, bo jednak cholernie lubię te czasem jeżdżącą, starą kupę złomu.

To taka patologiczna miłość, strasznie pojebana i nikt tego nie kuma, ale jednak to jakaś miłość.

Mogło to jednak skończyć się zupełnie inaczej, bo jest jeszcze drugi scenariusz (przechodziłem przez to dwa razy, nie polecam). Wtedy znajduje się napalony koleś spod Warszawy gotowy zapłacić te horrendalną sumę za Hondę Civic i w sumie to już jest w drodze z gotówką i przepisem na powolne umieranie w marazmie.

Honda Civic ED7

Niestety w przypadku sprzedaży Hądy mój system obronny nie zadziałał w porę i skończyłem z dziewięćdziesięciokonnym Audi pod domem, wmawiając sobie, że to wspaniały, wygodny i ekonomiczny samochód, kupiony z ROZSĄDKIEM.

Problem tylko w tym, że rozsądne decyzje są do dupy i zawsze niosą ze sobą dodatkowe koszty.

I nie mówię tu o startpacku diesla.

W przypadku Audi organizm zadziałał z opóźnieniem i nawet się bronił, bo udało mi się przeprowadzić kilka modyfikacji i podnieść moc, co delikatnie zmniejszało ból umierania ale to i tak nie zapobiegło temu najgorszemu momentowi przejażdżki, kiedy starasz się mówić że jest „suuupeeerrr” a tak naprawdę czujesz jak z każdym przejechanym kilometrem umierasz w środku.

Bardzo powoli i boleśnie.

Ten stan potrafi trwać bardzo długo i często zostaje już na zawsze.

Z Megane było podobnie, tyle że Mondeo kosztowało dużo więcej niż Audi..

Megane 2.0 F7R

To smutne…

Ale jak widać, zawsze jest szansa się z tego wyrwać.

To tak jak z tym jednym papierosem zapalonym po kilku piwach.

Albo z Grubym, który twierdzi, że już nie je w Mc Donaldzie ale zawsze gdy jedzie sam to do kawy zamówi największego burgera Jalapeño z podwójnymi papryczkami.

Tak samo jest z samochodami – wystarczy jeden impuls, jedno wspomnienie, które wywoła gęsią skórkę i już zaczyna się szukanie okazji na giełdach, zanim rozsądek wjedzie z buta niszcząc kolejny pomysł.

Tor Kielce - BMW 130i

Więc jeśli jesteście w takiej sytuacji jak ja i wydaje się Wam tak jak mi, że już zerwaliście z tym nałogiem i jesteście na to za starzy, a już na pewno ktoś z dobrze prosperującej klasy średniej, mający dom, ogród i rodzinę nie powinien jeździć trzystukonnym, ziejącym ogniem racecarem z klatką i kubłam to musicie wiedzieć, że jest jeszcze szansa na powrót do tego przesiąkniętego benzyną i bezsensownymi wydatkami świata zabawy i radości.

I jeśli staniecie przed możliwością wyboru, to nie wybierajcie tej rozsądnej opcji – uwierzcie mi, po tej nierozsądnej stronie mocy jest znacznie fajniej.

Tor Kielce - Unicorns

A teraz idę zamawiać sportową kierownicę, kubły i masę innych bezsensowych rzeczy do 325i zanim znowu trend się zmieni.

Jeden komentarz do “Motoryzacyjne uzależnienie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewiń na górę