Diabhal Garage – 30 m2 przestrzeni, na której z pomocą młotka i paru kluczy oczkowych próbuję zawojować świat motoryzacji.
Kim jestem?
Tomek – tak mówi do mnie mama (reszta używa mniej cenzuralnych słów).
Chyba najbardziej nieogarnięty człowiek, jakiego możecie sobie wyobrazić. Kompletnie nie ogarniam polityki, geografii i biegania „dla zabawy”. Tak naprawdę nie kumam też wielu innych rzeczy, (jak choćby obsługi mikrofalówki, którą mam w kuchni) ale nie mam aż tyle czasu żeby Wam to wszystko teraz opisać.
W każdym razie z ogromnym zapałem zaczynam realizować różne pomysły choć 90% z nich kończy po chwili w szufladzie z karteczką „kiedyś jeszcze się za to wezmę” (gdyż w międzyczasie wpadłem zwykle na nowy, najczęściej równie głupi pomysł). Właśnie coś takiego miało miejsce jakiś czas temu i w efekcie dziś, zamiast naprawiać kran w kuchni czy coś w tym stylu siedzę tutaj i zabieram się za pisanie bloga połączone z mechaniką, którą to próbuję uprawiać już od pewnego czasu.
Poza tym, szczęśliwy mąż i ojciec – bohater domu !
No, ale od początku…
Od małego odziedziczyłem po ojcu manię zbierania modeli samochodów. Kiedy moi bracia je niszczyli, ja starałem się poskładać je w całość, żeby móc jeszcze trochę się nimi pobawić.
I w sumie od tego się zaczęło – z wiekiem przybywało modeli i ciekawości związanej z motoryzacją. Moja wiedza początkowo brała się głównie z kreskówek i gazet typu GT, jednak z czasem skumałem, że nie do końca są to wiarygodne źródła. Gdyby nie to przeczucie, zapewne skończyłbym jako osoba, której wymieniają co roku skrzynie biegów, i to w ilości dwóch sztuk (a przynajmniej tak wynika z opiewającej na milion złotych faktury).
Faktem jest, że dość wcześnie poczułem potrzebę uczenia się motoryzacyjnego „know how”, jednak mając 13 lat i raczej zerowe możliwości finansowe, nie było to takie proste.
Owszem, internet już wtedy był, więc jakimś dziwnym i do tej pory niepojętym tokiem myślowo-skutkowym trafiłem na pojęcie Virtualnego Tuningu, który nijak miał się do celu moich poszukiwań. Jednak dzięki temu, zacząłem poznawać szerzej pojętą motoryzację.
Ta zajawka siadła dość mocno, współtworzyłem pierwsze fora w tej tematyce, brałem udział w organizacji pierwszych Mistrzostw Polski itp.
Moje prace pojawiły się nawet na łamach jakiejś gazety (do tej pory nie wiem jakim cudem).
No, ale to było fajne na chwilę, brakowało mi bezpośredniego kontaktu z „pacjentem”. A jako, że jedyny samochód w rodzinie był służbowy i na dokładkę marki FORD, a moje zdolności manualne były wtedy na poziomie dość marnym, postanowiłem spróbować swoich sił w tuningu modeli, których pod ręką miałem grubo ponad setkę. To zajęcie dawało ogromną frajdę, ale wymagało dużo więcej zdolności i wiedzy. Tutaj przy okazji zaraziłem tą zajawką swoich kolegów, tu również powstało forum i cała społeczność, były też zloty, targi samochodowe itp. Takiej prawdziwej motoryzacji ciągle przybywało w moim życiu.
Później już poszło z górki, prawko i pierwszy samochód – Honda Civic ED7 1.6 i16.
Ten etap swojego życia opiszę wam przy innej okazji, ale tak w skrócie- pierwsze wyścigi, wypady na tor, dzwony, samodzielne naprawy i wiele innych śmiesznych bardziej lub mniej historii.
Kolejne było Megane Coupe 2.0 F7R z pomysłem na KJS-y.
Aż do dnia, kiedy to wszystko miało trafić do szuflady „i nie wróci więcej”…
Stabilizacja – stała praca, kredyt hipoteczny, dziecko i Ford Mondeo kombi w dieslu… Przyznam szczerze, że chyba Sabina dosypywała mi wtedy czegoś do porannej kawy, bo średnio pamiętam jak dożyłem dnia, kiedy wypowiedziałem słowa „Tak, Mondeo 1.8 Tdci to będzie dobry wybór”…

Tak, byłem o krok śmierci motoryzacyjnej…
Zacząłem nawet zlecać naprawy swojego samochodu komuś innemu, to był taki dziwny okres w moim życiu, kiedy miałem możliwości ale za nic nie miałem ani czasu ani chęci.
Trwało to dłuższy czas, z napraw w garażu przerzuciłem się na Car Mechanic Symulatora, z wypadów na tor zostało mi Gran Turismo a ze zlotów i spotów przeglądanie zdjęć na Fb.
I wtedy chyba Sabinie skończyły się te dziwne tabletki, bo postanowiłem znowu popełnić kolejny życiowy błąd…
Jaki ?
Czytając pewnego bloga motoryzacyjnego pomyślałem: „kurde, spoko typek, też kiedyś taki byłem” i postanowiłem do niego napisać prywatną wiadomość ( przy tym kupno Mondeo wydaje się cholernie racjonalne z perspektywy czasu ale o tym kiedy indziej). Przez nasze rozmowy, od tamtej pory zacząłem pożądać motoryzacji jak nigdy wcześniej. Koleś chyba celowo wysyłał mi codziennie zdjęcia z torów, garażu itp, aby dokręcić mi te motoryzacyjną śrubę tak mocno, jak się tylko da.
No i kurde udało mu się..
Tak więc, jestem tutaj z kolejnym pomysłem, tym razem na swojego bloga. Będzie trochę życiowo, dużo o motoryzacji i od cholery o mechanice, postaram się pokazać wam swój punkt widzenia, na to wszystko co nas otacza a w szczególności na samochody.
Może i mnie uda się uratować w ten sposób jakąś zagubioną motoryzacyjną duszę ?

